Co jest najtrudniejsze w terapii zajęciowej?
Co jest najtrudniejsze w terapii zajęciowej?
Chcąc odpowiedzieć sobie i wam, na pytanie "Co jest najtrudniejsze w terapii zajęciowej?", zwróciłam się z nim do ludzi, którzy tak jak ja pracują w zawodzie terapeuty zajęciowego. Mimo różnych rodzajów placówek, w których zatrudnione są osoby odpowiadające na moje pytanie, dostrzegłam zbieżność, a nawet zbieżności w odpowiedziach. Oczekując na rozwinięcie dyskusji mającej rozwiązać mój problem spodziewałam się, że dowiem się oczywistości, tego czego w zasadzie mogłam się spodziewać. Proszę wybaczyć mi tak rozbudowany wstęp, ale oczywistości potrafią okazać się nieoczywiste. Mi osobiście jako pierwsza „trudność” przyszła do głowy bezradność. Ta bezradność, która pojawia się po tym, jak zrobię już wszystko by uzyskać efekt pracy z drugim człowiekiem, a efekt ten zamiast zbliżać się i ukazywać postęp, nieuchronnie się oddala.
Co zdaniem terapeutów w terapii zajęciowej jest najtrudniejsze?
Najczęściej pojawiające się odpowiedzi związane były z niedofinansowaniem samych świetlic terapeutycznych. Terapeuci bardzo często zmagają się z cięciem finansów i oszczędnościami kosztem jakości pracy. Zwykle samodzielnie wykonują pomoce dydaktyczne i robią to w czasie, w którym powinni móc pracować ze swoimi podopiecznymi na gotowych już materiałach. Sytuacja ta oddala efekty pracy i sprawia, że zamiast tworzenia planów wsparcia, tworzą plany tego, jak najmniejszym kosztem wyposażyć swoje stanowisko pracy. Brak funduszy, wiąże się nie tylko z brakiem materiałów, ale również z blokowaniem inicjatyw. Organizowanie wydarzeń, mimo tego, że często udaje nam się zorganizować je praktycznie bezkosztowo, czasami wymaga choć drobnych nakładów. Zrobić coś z niczego okazuje się w pracy terapeuty wypierać powiedzenie, jakoby z pustego to i Salomon nie naleje.
Kolejnym problemem poruszonym przez moich kolegów po fachu, jest brak współpracy ze strony rodzin podopiecznych. Oczywiście, okazuje się, że problem ten pojawia się niezależnie od tego, czy podopieczny to dziecko, dorosły czy senior. Opiekunowie bardzo często nie zdają sobie sprawy z roli terapii zajęciowej i nie rozumieją jaki ma wpływ na życie członków ich rodziny. Najistotniejsza w tej kwestii może być wspomniana wcześniej niewiedza. Jak już kiedyś pisaliśmy rozbudowując temat samej terapii, zajęcia terapeutyczne większości ludzi kojarzą się raczej z animacją czasu wolnego, a niżeli z jednym z elementów rehabilitacji. Być może rozmowa z rodziną przed wdrożeniem podopiecznego w proces terapeutyczny i uświadomienie jej, na czym w ogóle polega terapia zajęciowa, mogłaby ułatwić nam start tej z założenia wymagającej współpracy. Jednak nie jest to powszechną praktyką, ale uważam, że warto rozważyć ją we własnym zakresie, a przynajmniej spróbować.
Następnym milowym krokiem w pracy terapeuty jest mierzenie się z trudnym podopiecznym. Temat ten podejmowaliśmy w artykule Jak rozmawiać z trudnym podopiecznym. Okazuje się, że nie ma na to złotego środka. Tak samo jak każdy z nas, terapeutów, jest inny, tak samo jest z naszymi podopiecznymi. Nigdy w stu procentach nie poznamy motywów ich zachowania i postępowania. Jedyne co wiemy, to motyw naszego postępowania i świadomy terapeuta wie, że są sytuacje, w których należy odpuścić. Pozwolić na to, by kolejny krok podjął nie on, a jego terapeutyczny partner.
Jakie są problemy terapeuty zajęciowego?
Kiedy już podołamy wyszczególnionym powyżej sytuacjom, zmierzymy się z brakiem funduszy, przekonamy do wartości terapii zajęciowej nieprzekonanych opiekunów, a nawet przebrniemy zwycięsko przez negocjacje z „trudnym podopiecznym” dobijamy do absolutnie prozaicznej sprawy, jaką jest wynagrodzenie. Nasze wynagrodzenie, czyli wypłata. I to, jak okazuje się w wypowiedziach wyrwanych przeze mnie do odpowiedzi terapeutów, jest najbardziej uciążliwe. Doszukując się w Internecie, jakiejś ogólnej prawdy dotyczącej wynagrodzenia terapeutów zajęciowych natknęłam się na stronę wynagrodzenia.pl. Według umieszczonych tam informacji średnie zarobki terapeutów w naszym kraju to 2780 zł brutto, co netto daje lekko ponad dwa tysiące. Jednak przeszukując pod tym kątem fora internetowe poczułam lekki dysonans poznawczy, ponieważ większość wypowiadających się tam osób mówiła o wynagrodzeniu sporo poniżej dwóch tysięcy złotych i umowach na ¾ etatu lub na inne absurdalne wymiary godzinowe pracy.
Podsumowując trudności pojawiające się na drodze terapeuty zajęciowego wyszczególnijmy najczęściej wymieniane:
- brak funduszy na pomoce dydaktyczne
- brak funduszy na organizowanie wydarzeń, warsztatów, atrakcji
- trudności w kontaktach z opiekunami podopiecznych
- problemy w kontaktach z „trudnym podopiecznym”
- niskie i nieadekwatne wynagrodzenia
Chciałabym, kończąc już powyższy artykuł, zwrócić uwagę na rangę wymienionych w nim trudności. Wychodzi na to, że terapeuci radzą sobie praktycznie ze wszystkimi przeciwnościami jakie stawia przed nimi ich zawód. Sami pozyskują dofinansowania, organizują zbiórki, kiermasze, samodzielnie przygotowują pomoce dydaktyczne, tworząc coś z niczego. Dokształcają się, doczytują, rozmawiają ze sobą w poszukiwaniu rozwiązań. Moją pierwszą myślą w rozważaniu tego tematu był brak sukcesu terapeutycznego. Ale by sukces był możliwy, aby terapia przynosiła efekt musimy wyposażyć się w odpowiednie narzędzia. Narzędzia materialne i niematerialne oraz motywację. Najlepiej, by w motywację wyposażał nas pracodawca odpowiednio opłacając zajmowane przez nas stanowisko.
Autor: Anita Osowska